Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy. #Podróże: Gdzieś tam na końcu świata [zdjęcia]

MM Trendy
Szczecinianka Natalia Bobak, wraz z grupą podróżników z Polski, postanowiła sprawdzić, gdzie leży koniec świata. Latem wyruszyli do Magadanu w Rosji. Ucieczka przed chmarą komarów, zatopienie auta w wielkiej kałuży, porzucone ciężarówki i spotkania z Polakami żyjącymi na Wschodzie – to tylko niektóre z przygód, jakie spotkały ich na trasie.

Tekst: Paulina Targaszewska / Foto: Mariusz Stach / Bożena Borowik / Natalia Bobak

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam nazwę Magadan, zrobiłam wielkie oczy. Gdzie to w ogóle jest? Potem, dzięki mapie okazało się, że to prawdziwy koniec świata. - Magadan leży na samym końcu Rosji. Dalej dojechać się już właściwie nie da. Wiedziałam, że muszę tam pojechać - opowiada Natalia Bobak. - Niewielu osobom udało się tam dotrzeć, co sprawiło, że ta podróż była jeszcze bardziej ekscytująca.

W wyprawie, oprócz Natalii, udział wzięło jeszcze siedem innych osób z Polski. Wszyscy poznali się na portalu podróżniczym. Na początku lipca wyruszyli z miejscowości Piątek. Stąd udali się do Moskwy, a dalej do Irkucka i na Magadan. Trasa wcale nie była łatwa. Podróżnicy najbardziej obawiali się niedźwiedzi, które w tej części Europy i Azji są niezwykle często spotykane. Ostatecznie na żadnego jednak nie natrafili. Dały się im jednak we znaki inne stworzenia. Szczególnie komary. - Latały ich tam chmary – opowiada Natalia. - Szczelnie ubieraliśmy się w samochodzie. Ledwo było nam widać oczy. Z auta biegiem pokonywaliśmy odcinek do namiotów, w których mieliśmy nocować. Na szczęście komary męczyły nas tylko na trasie do Uralu. Dalej nie było już ani jednego. Nie brakowało za to innych zwierząt, np. stad dzikich koni, które biegały wolno wokół ich samochodów albo sępów, które w grupach szukały pożywienia.

Paprykarz z wdzięczności

Na szczęście Natalia i jej współtowarzysze na swojej trasie nie spotykali jedynie zwierząt. W trakcie podróży poznali wielu przyjaźnie nastawionych ludzi. Spotkali się nawet z Polakami mieszkającymi w osadzie niedaleko Bajkału.

- Wierszyna to niewielka polska osada w Rosji. Żyje tam około 70 polskich rodzin. Polacy osiedli w niej dobrowolnie, bo po I wojnie światowej car obiecał im tam ziemię. Słowa dotrzymał i na stałe tam zamieszkali – opowiada Natalia. - Wciąż jednak mówią po Polsku, chodzą do tamtejszej szkoły, mają polski kościół. Nie zamierzają jednak do ojczyzny wracać. Na stale się już w Rosji zadomowili.

Nie tylko Polacy witali ich jednak z otwartymi rękoma.

- Stosunki pomiędzy Rosją a zachodnią Europą są napięte, ale nie wpłynęły w żadnym wypadku na to, jak byliśmy przez Rosjan odbierani – opowiada Natalia. - Wszyscy byli wobec nas niezwykle przyjacielscy i mili. Każdy pomagał, jak mógł. Oferowali noclegi, pomagali naprawiać samochody, karmili i częstowali smakołykami. Dla przykładu: jeden z nich o imieniu Sergiej miał nas przyjąć do swojego domu tylko na chwilę. Ostatecznie spędziliśmy z nim kilka dni. Nic też nam nie zginęło, nawet kiedy na długo zostawialiśmy samochody bez żadnego nadzoru.

W zamian za przyjaźń Rosjanie na pamiątkę dostawali… paprykarz szczeciński.

- Polecam wszystkim podróżnikom – śmieje się Natalia. - Jest mały, kompaktowy, w dobie kryzysu uratuje nam życie, a jak zostanie, to jest idealną pamiątką dla miejscowych. Na puszkach się podpisywaliśmy i z pomocą paprykarza okazywaliśmy wdzięczność. Ofiarowaliśmy go m.in. Mongołom, którzy pomogli nam wydobyć samochody, które zakopały się w błocie. Paprykarz trafił też w ręce dwóch autostopowiczów z Polski, których spotkaliśmy na granicy rosyjsko-mongolskiej. To był jakiś szczęśliwy traf, że akurat wszyscy się tego dnia tam spotkaliśmy i wszyscy pochodziliśmy z Polski.

Utonąć w kałuży

Który moment wyprawy był najgroźniejszy? Na pewno ten, w którym podczas zabawy jeden z samochodów niemal całkowicie utonął. Na trasie podróżnicy spotkali dwie ogromne kałuże. Przez pierwszą dla zabawy postanowiła przejechać autem drużyna Natalii. Kałuża była płytka, woda się rozbryzgnęła, było dużo śmiechu. Kierowca drugiego auta także chciał się popisać i rozpędzony postanowił przejechać przez sąsiednią kałużę. Auto stanęło po klamki w drzwiach w wodzie.

- Podróżnicy szybko zaczęli ratować elektroniczny sprzęt i wychodzili z auta przez okna w drzwiach – wspomina Natalia. - Nie było nam wtedy do śmiechu, bo trzeba było samochód specjalnie wyciągać na lince. Wszystko w środku było mokre. Nie wiedzieliśmy czy kontynuowanie podróży będzie dalej możliwe. Skończyło się jednak na strachu i teraz z perspektywy czasu się z tego śmiejemy.

Wyprawa choć do najłatwiejszych nie należała, tylko rozpaliła miłość do poznawania odległych zakątków świata.

- Kolejne podróże przede mną. Już jestem w trakcie planowania. Na pewno jeszcze nie raz się pochwalę jakąś wyprawą – mówi z uśmiechem Natalia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto